niedziela, 27 kwietnia 2014

Pożegnanie.

W tym dniu skończyło się moje dotychczasowe życie. W tym jedynym dniu zepsuło się wszystko. Życie stanęło nagle w miejscu.  Odnalazłam ją w salonie. Leżała taka bezbronna na wielkim czarnym dywanie. Zawsze uważałam że jest piękna gdy śpi. Jednak to nie było zwyczajne zaśniecie z przemęczenia przy kominku czy coś w tym stylu. Leżała tam w kałuży krwi. Ta lepka ciecz obmywała jej włosy, piękne złote pasma, teraz były pokryte krwią. Nie mogłam znieść tego widoku. Jej oczy zmieniły barwę. Kiedyś piękne oliwkowe, dziś czarne, bez tej iskry, którą można było dostrzec jeszcze parę godzin temu. Była przestraszona, to wiem na pewno. Całą twarz miała napiętą, a jej usta były rozwarte. Nie mogła w coś uwierzyć. Tylko w co? Czy ktoś ją zdradził? Czy zabiła ją osoba, której ufała? Musiała czuć się taka samotna, taka zdradzona. Pytania kłębiły się w mojej głowie. Jedna łza spłynęła po moich różowych policzkach. Próbowałam ją ratować, ale to było już niemożliwe. Była zimna, potwornie zimna. Jej duch z pewnością już odszedł, gdzieś gdzie będzie szczęśliwy. Łzy spływały, jedna po drugiej, mocząc moją koszulkę. Nie było śladów włamania. Wzięłam ją za lodowatą dłoń i wpatrywałam się tępo w ścianę. Może coś tam znajdę, jakąś wskazówkę jak dalej żyć. Jest jedyną osobą, którą mam. Ona nie może być martwa, przecież miałyśmy tyle planów, tyle marzeń do zrealizowania. Być zawsze razem. Ojca nigdy nie poznałam. Ciekawe, czy gdybym go poznała to byłby tu teraz i czy pomógł by mi się otrząsnąć. Cordelia nigdy o nim nie mówiła, nawet nie chciała słyszeć, gdy wypowiadałam słowo "tata". Dla niej on nie istniał. Był tylko marnym wspomnieniem, epizodem z jej życia. Zresztą ona nie chciała utrzymywać kontaktu z ani jedną osobą z naszej rodziny. Nawet nie wiem czy ktoś w ogóle żyje. Czy jest jakakolwiek osoba, która poświęci mi trochę czasu po tym co się stało. Jest ktokolwiek kto mi pomoże? Minęło trochę czasu od kiedy zadzwoniłam na pogotowie, a ich nadal nie ma. W sumie i tak już nic nie mogliby zrobić. Gdy przyjechali było już po wszystkim i tak nic by nie zdziałali. Ich diagnoza była przewidywalna. Jednak nie mogłam w to uwierzyć, to na pewno nie prawda. Kolejny sen, który jest bujdą. Obudzę się jutro, wejdę do kuchni i zobaczę ją jak szykuje omlet. Spoglądałam jak zbierają ją z podłogi i wsadzają w wielki czarny worek jakby była jakimś śmieciem. Jak mogli ją tak traktować. Moje łzy przerodziły się w histeryczny szloch. Szloch za moją matką. Za moja biedną mamusią. Nigdy o Tobie nie zapomnę. Będziesz żyć, będziesz żyć we mnie. Nigdy nie zapomnę jak pięknie grałaś na fortepianie, jak czytałaś mi bajki, jak groziłaś, gdy się spóźniłam. Kto by pomyślał że tak to się skończy. Na pewno nie ja. Chciałabym się teraz tylko położyć, zasnąć i się nie obudzić. Tymczasem zostałam zabrana przez policję. Ja nic nie zrobiłam. Spóźniłam się, aby cokolwiek zrobić. Co ja mogłam więcej powiedzić niż tylko tyle ile widziałam, czyli nic. Dowiedziałam się jeszcze paru znaczących rzeczy. Moja babka przyjeżdża. To ja w ogóle mam babcie? Potrzeba było śmierci mojej matki, abym sie o tym dowiedziała. Ciekawe jakich jeszcze informacji się dowiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz